Na początku dodam, że mam 13 lat. Moje życie praktycznie jest wspaniałe. Mieszkam w domu, mam kochających rodziców i starszą siostrę, którzy się mną opiekują. Szkoła mnie bardzo stresuję, ale mam dobre oceny. Przyjaciół mam niewielu, właściwie to tylko jedną koleżankę, ż którą spotykam się raz na kilka miesięcy- nie lubię towarzystwa ludzi. Moje życie mimo tak wielkiego stresu się zepsóło. Od dłuższego czasu (mniej więcej 2 lata) zaczęłam załważać, że płacząc nie chce się otrząsnąć. Czasem spotykały mnie paskudne żeczy, ale w tym roku wydarzyło się coś, po czym wszystko się pogorszyło. Zaczęłam czuć przyjemność ze swojego płaczu, cierpienia, załamania czy nieprzyjemnych sytułacji, które mnie dotknęły. Nawet specjalnie się zasmucam, by było mi jeszcze gorzej, czuje wtedy taką glupią satysfakcję i szczęście. Przestałam czuć zadowolenie, niby się uśmiecham śmieje i tak dalej, ale gdy patrzę w głąb siebie czuje, że chce mi się płakać, tak poprostu bez powodu. Zaczęłam sztucznie się śmiać, i ciągle gadać do siebie, czuje wtedy takie „szczęście”, ale gdy milknie czuje w gardle gule która każe mi się rozpłakać. Często próbuje sobie ulżyć i rozpłakać się, ale nie mogłem wydusić z siebie żadnej łzy. Od zawsze byłam pesymistką, jednak od niedawna to się zwiększyło. Patrzę teraz na świat z zażenowaniem, wszyscy zachowują się wrednie i żałośnie. Sądze, że będzie to hieny, które żywia się takimi żadkimi, uczciwymi i miłymi ludźmi. Niby wszyscy tacy źli, a ja? Patrzę na siebie i z jednej strony czuje się lepszą od innych, a z drugiej czuje dziką przyjemność mówiąc sobie: „Jesteś żałosna”, „Brzydzę się tobą”, „Po co tu właściwie jesteś”, „nikt cię tu nie chce” i tego typu. Teraz doszła nowa rzecz. Zaczynam ryczeć gdy tylko ktoś mi powie, że np. Dzisiaj źle wyglądam, albo źle coś zrobiłam.
Kocham to uczucie, a zarazem nienawidze.
Nie mogę zabrać się do żadnej czynności. Wszystko przychodzi mi z wielkim trudem, ale jeżeli coś już zrobię to jest zrobienie tak bylejak, by jak najszybciej to zrobić. Nie myślę o samobójstwie czy samookaleczeniu. Chociaż, po namyśle skreślam to ostatnie. mam poobgryzane do krwi paznokcie i pozdzierane skutki przy paznokciach, aż do kostek. Robię to nałogowo by się odstresować. Miałam jakoś 3 ataki paniki. Cały czas czuje stres.
To większość tego co chciałam napisać. Przepraszam, że tego jest tak dużo.
A teraz moje pytanie do Was.
Czy to jest właście depresja, czy poprostu to jest to „dojrzewanie”??? W obu przypadkach zamierzam się zwrócić do rodziców i pedagoga szkolnego, ale chciałabym tylko wiedzieć, czy sobie coś uroiłam, czy to depresja czy dojrzewanie, czy chuj wie co.
W każdym razie bardzo proszę o szybką odpowiedź.
Narkaaa<33
moze pomoc ci tylko psycholog niestety nie moge wyrazic swojego zdania na ten temat bo byloby to co najmniej glupie