Z góry przepraszam za kategorię, ale naprawdę nie wiem pod co mam podpiąć ten temat. Mam ciężką sytuację, nie mam ojca i bardzo tego żałuję, bo czasem naprawdę myślę, że już z nim byłoby mi lepiej. Problem ewidentnie leży w mojej matce. Nie sprząta, nie dba o mnie, w ogóle ją nie obchodzę. Odkąd pamiętam, gdy byłam jeszcze malutka i płakałam, zamiast zapytać się co się stało, potrafiła powiedzieć jedynie „nie rycz”. Nie poświęcała mi uwagi, cały dzień pracowała, oczywiście doceniam to że chciała nas utrzymać, ale gdy tylko wracała z pracy całą swoją złość i stres przelewała na mnie. Najzwyczajniej w świecie się na mnie wyżywała. Czuję się jakbym to ja była jej matką i wszystko robię za nią. Nie interesowały ją moje problemy w szkole, tam tak samo byłam ofiarą nękania, mimo tego ją to nie interesowało. Obiad w moim domu to rarytas, nigdy nie gotowała żadnych obiadów, od małego mogłam liczyć jedynie na zupkę chińską, ewentualnie prababcie która mnie wychowywała, gdy matka chodziła jeszcze do szkoły, teraz prababcia nie żyje… Zamiast ugotować coś normalnego, ciągle słyszę jedynie „pójdziesz po kebaby?” nie interesuje ją, że boję się rozmawiać choćby z kasjerką. Potrafi mnie kopać w brzuch i bić gdy każe mi zrobić coś czego nie potrafię. Dzień bez krzyku i wyzwisk to dzień stracony. „Zamknij morde”, „zaraz ci sprzedam bombe na pysk to ci sie odechce”, „ty jebana pizdo”, „wszystko twoja wina”. Każdą swoją winę zrzuca na mnie, ani razu w życiu nie przyznała się do błędu. Najgorsze jest to że zaraz po tych słowach udaje dobrą matkę i probuje mnie przepraszać. Pamiętam jej każde złe słowo jakie wypowiedziała w moją stronę. Jej słowa dla mnie już nic nie znaczą, już dawno wyłączyłam jakiekolwiek emocje, inaczej już dawno zrobiłabym sobie krzywdę. Problem w tym, że nawet gdybym chciała znów normalnie przeżywać emocje, najzwyczajniej w świecie nie potrafię. Nie potrafię nikogo pokochać, nie czuję miłości do rodziny i wszystkich wokół ranie. Jest naprawdę niedojrzała, boję się że będę taka sama dla swoich dzieci. Prosiłam ją by zabrała mnie do psychologa (mam wyraźną fobię społeczną, chciałam ją potwierdzić i się jej pozbyć bo nie potrafię normalnie funkcjonować w życiu codziennym, czuję że nie poradzę sobie w życiu dorosłym) to powiedziała, że nigdzie mnie nie zabierze bo jeszcze opowiem psychologowi jak ona mnie traktuje i to zszarga jej „dobre” imie. Naprawdę już nie wiem co robić, jak mam żyć… Mam szczerze dosyć. Czy takie zachowanie jest normalne? Co ja mam zrobić, jak mam z nią żyć?
2 odpowiedzi